Mało popularne spojrzenie na urlop macierzyński

by Ola Sobiegraj

Mało popularne spojrzenie na urlop macierzyński

by Ola Sobiegraj

by Ola Sobiegraj

Mój urlop macierzyński to krążące po głowie pytania.

urlop macierzyński

Czy naprawdę to, co robię zawodowo, sprawia mi przyjemność, czy tylko lubię ludzi ze swojej pracy? Czy faktycznie osiąganie celów i wymyślanie nowych przynosi mi satysfakcję, czy to jedynie wrodzona zadaniowość i upór dążą do odhaczania kolejnego punktu? Czy rzeczywiście jestem dumna z efektów pracy swojego zespołu, czy to wyłącznie oklepane zdania w prezentacji?

***

I nie dołączam do wszech panującego marudzenia, „a kto to nazwał urlopem? Chyba facet!”

Nie dołączam, bo wykorzystałam każdą chwilę macierzyńskiego w 100 %. Był to urlop od rzeczywistości. Nie dlatego, że Milenka była aniołkiem, owszem, bywała, ale bywała też potworem. Jak każdy maluch. Od początku wiedziałam, że nie mogę zamknąć się w domu. Nie mogę przestać się ruszać i nie mogę być sama. I to założenie realizowałam codziennie 🙂 Umawiałam się ze znajomymi, odwiedzałam swoją pracę, chodziłam z Milenką do kawiarni, do biblioteki, do znajomych.

Czasem wychodziłam z domu o 10, a wracałam o 17! Naprawdę. Wszystko z dzieckiem można robić poza domem, jeśli się tylko chce, potrzebuje i czerpie z tego przyjemność. Owszem, były słabsze dni, monotonne albo marudne. No trudno. Albo się im poddawałam myśląc, „każdy ma prawo” i „a właśnie, że mi się nie chce!” albo umawiałam z inspirującą, wesołą osobą. Gadałam z fajnymi ludźmi online albo czytałam książkę, kręciłam Milence śmieszne filmiki albo ćwiczyłam.

Zawsze były i będą marudy. Osoby z negatywnym nastawieniem do swojego życia, krytykujące niekonstruktywnie i toksycznie – tylko, że przede wszystkim toksycznie dla siebie samych. A wśród mam to jakaś epidemia narzekania!!! Nasza narodowa cecha atakuje ze zdwojoną siłą!

Urlop macierzyński. Nie chodzi mi o to, by na siłę kolorować rzeczywistość.

 

Ubarwiać swoje życie, chowając depresję w kąt. Nie. Rozmawianie o problemach to inna, bardzo konstruktywna, bajka. Ale wykorzystajmy ten czas, to naprawdę nasz czas na chwilę oddechu, na powolny spacer, na książkę, na rozmowę. Na naukę języka, albo techniki ozdabiania bombek, kto co lubi 😀 Swoją drogą – wspierajmy się w tym, organizujmy dla siebie nawzajem (wzorem wspólnych treningów), różnego rodzaju kursy, wspólne gotowanie, konwersacje po angielsku, opiekę nad starszakami… nie wiem co jeszcze, ale nawet z dzieckiem na rękach naprawdę można wiele 🙂

I tak było z moim macierzyńskim.

 

Poniekąd niechcący, podświadomie – bo zdałam sobie sprawę z tego później – przewartościowałam całe swoje życie. Słowo „praca” zyskało nowe znaczenie. Wartość „rodzina” tym bardziej. Dowiedziałam się wiele o samej sobie. Jak się potem okazało, rok życia w spokojniejszy i swobodniejszy sposób zainspirował mnie do naturalnej zmiany w mojej pracy zawodowej. Naturalnej zmiany, bo wiem, że i tak bym dotarła do miejsca, w którym jestem teraz. Tylko zajęłoby to więcej czasu i stresu.

A Ty co robisz czy robiłaś (albo masz zamiar robić) dla samej siebie na macierzyńskim? 🙂

 

***

Z okazji nowego roku zatrzymaj się, może nie na cały rok 😉 Ale to dobry pretekst, by zacząć coś, co daje Ci radość, wywołuje uśmiech, przynosi coś dobrego innym. A kto wie, co z tego wyniknie za parę lat… 🙂

macierzynski2

Będzie mi bardzo miło, jeśli udostępnisz ten wpis i poślesz go w wirtualny świat 🙂 Dziękuję!

4 Comments

  1. Kurcze felek, właśnie zdałam sobie sprawę, że mogłabym być już mistrzem ozdabiania bombek, gdyby nie moje marudzenie 😉 A tak serio – dzięki za mega dawkę motywacji!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Top