Nigdy nie jest za późno na…
Ale zanim przejdę do sedna, chcę, żebyś wiedziała o mnie jedną rzecz: nie lubiłam wuefu. Tak! Nie byłam wybitna w żadnej dyscyplinie sportowej jako dziecko czy nastolatka! A jednak… moje życie zawodowe potoczyło się właśnie tak. No i całe szczęście 🙂
Realizuję się w swojej pracy w 100% i wiem, że robię to dobrze.
Dzisiaj wpis analizujący, motywujący i inspirujący – do tego, by znaleźć swoją pasję bez względu na wszystko. Do tego, by poszukać swojej własnej interpretacji sportu. I jak mi się to udało.
Nigdy nie jest za późno
Przeczytaj i zobacz, że na odnalezienie pasji w życiu nigdy nie jest za późno. Zabrzmiało jakbym miała sto lat… 😀 Nie szkodzi. Fajnie by było, jakby udało mi się tym wpisem zainspirować choć jedną osobę.
Jak było w szkole
Byłam wysoka, więc dobrze biegałam, a moja sprawność była na przyzwoitym poziomie. Ale nie lubiłam wuefu. W siatkę grałam jak sierota. Jeździłam, jak każdy dzieciak, na rolkach, na rowerze, no i oczywiście grałam w gry zespołowe jak każda nastolatka. Ale nie lubiłam.
Moim marzeniem od zawsze było pisanie.
Na pytanie, kim zostaniesz, jak będziesz duża, odpowiadałam od najmłodszych lat, że pisarką. Albo dziennikarką. To marzenie poniekąd spełniam w tej chwili 😉 Ale tylko przy okazji. Skończyłam filologię. Jeśli w czymś byłam w szkole bardzo dobra, to na pewno są to przedmioty humanistyczne. Jeśli do czegoś naprawdę miałam talent, to do języków.
Na bank nie do sportu! W ogóle żadnych większych predyspozycji, poza ogólną sprawnością fizyczną, w sobie nie zauważyłam. Ani ja ani nikt inny.
Fitness i bieganie, czyli jak to się wszystko zaczęło
Zaczęłam chodzić na fitness na studiach. Nie pamiętam dokładnie, dlaczego – może chciałam schudnąć, a może odreagować stresy, jakie wtedy działy się w moim życiu osobistym. Grunt, że wkręcałam się w każde kolejne zajęcia i stopniowo przestałam sobie wyobrażać życie bez ruchu!
Na zajęciach fitness skakałam kilka razy w tygodniu. Trenowałam siłowo, zdarzało mi się biegać na bieżni i po 4-5 latach regularnego fitness’u naprawdę czułam, że bez sportu się już nie da. Na wakacjach wypożyczaliśmy z moim przyszłym mężem rowery i kręciliśmy na nich nieprzyzwoite kilometry.
Ale tak naprawdę zaczęłam żyć sportem w momencie, gdy pierwszy raz postanowiłam… pobiec w teren. Moja forma była wtedy wręcz życiowa. Choć sport towarzyszył mi codziennie, to właśnie bieganie poruszyło nieznane mi dotąd emocje. Chyba pierwszy raz w życiu poczułam wolność i niezależność.
I tu pojawia się pytanie, czy to ja się tak zmieniłam od czasów szkolnych? Czy może trafiłam na beznadziejnych nauczycieli? Coś nie tak jest z programem? Skoro ostatecznie wylądowałam jako trener, to chyba talent czy chociaż skłonność do sportu była we mnie zawsze? Nie powinnam przypadkiem mieć chwalebnej przeszłości na boisku albo chociaż sukcesów w zawodach juniorów…?
Nie chcę wieszać psów ani na szkole, ani na żadnych pedagogach, bo akurat miałam w życiu sporo szczęścia, jeśli o to chodzi. Doszłam do wniosku, co spowodowało, że tak bardzo nie lubiłam wuefu.
Konkurencja
Bo wuef uczy konkurencji. W taki czy inny sposób. Zakłada, że dobrze jest wygrać. A nawet, jeśli przegrasz, to następnym razem wygrasz. Rywalizacja, współpraca i wygrana-przegrana z kimś, z inną osobą albo drużyną to główny przekaz i cel.
A ja nienawidzę konkurencji!!!!!!! Nienawidzę!! Nie motywuje mnie. Nie działa na mnie pozytywnie. Jak na mnie wpływa? Sprawia, że się wycofuję, że przestaje mi zależeć.
Nie zrozum mnie źle, ja jestem bardzo towarzyską osobą 🙂 I nie wyobrażam sobie pracy innej niż z ludźmi. Tak więc pytanie ze słabej rekrutacji: „Jaki jest twój ulubiony sport? Koszykówka? Uff, to znaczy, że umiesz pracować w zespole” – ma się nijak do tego, jak działam. Nie rozumiem konkurencji i nie potrafię w warunkach rywalizacji funkcjonować sprawnie.
Dlatego bieganie spowodowało taki klik w mojej głowie i, przede wszystkim, w sercu. Bo w bieganiu nie chodzi o dostosowanie się do czyichś reguł i sposobu gry.
Nie ma nikogo innego. Bieganie jest tylko moje. Wolność 🙂 Moja niezależność i czas.
I żadna muzyka nie jest w stanie tych emocji zagłuszyć.
Odkryć efekt „wow”
A piszę to wszystko po to, by zostawić u ciebie w głowie jedną refleksję – nigdy nie jest za późno, by odnaleźć swój sposób na sport. Trafić na ukochaną dyscyplinę lub po prostu wymyślić swój własny sposób na wykonywanie tego, co robisz. Tylko inaczej. Po swojemu.
Bieganie na szczęście także zostawia całkiem spore pole dla wszystkich, których motywuje rywalizacja. Można zapisywać się na zawody (co polecam i tak – dla absolutnie niesamowitych wrażeń i emocji, ale może o tym innym razem), biegać z koleżanką albo ścigać się z innym biegaczem on-line.
Warto tylko odkryć, co jest tym efektem „wow”, co powoduje, że zaczynasz się uśmiechać i czujesz się najlepiej. Nigdy nie jest za późno. To zbyt fajne, by trzeba się było zmuszać i całe życie walczyć z harmonogramem! Ja wierzę, że sport ma w sobie moc o wiele większą niż ta, która powoduje zmiany w naszej sylwetce.
Szkoda, że nie uczą nas tego w szkole – a może i chcieli uczyć, ale ja nie słuchałam. To całkiem możliwe z moim przekornym charakterem 🙂 Grunt, że dotarłam tu, gdzie jestem teraz… 🙂
A ty? Masz swoją historię ze sportem?
Moja historia? Na wuefie zawsze chroniłam tyły. Miałam dobre oceny tylko dlatego, że we wszystkich szkołach kluczową składową oceny była frekwencja.
Sportów zespołowych nie lubiłam, bo zaniżałam poziom. Ale wolałam koszykówkę od siatkówki. Mistrzowsko opanowałam znajdowanie się po przeciwnej stronie boiska niż piłka. Z siatkówką, niestety, ten myk nie działa.
Polubiłam dopiero fitness na studiach. Dokładnie ten typ sportu, który mi odpowiada. Skakanie, wymachiwanie, ciągle coś się dzieje, a jak próbuję nadążać za krokami, nie mam czasu zastanawiać się nad swoim zmęczeniem czy analizować, jak reaguje mój organizm.